Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom I 159.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a że wiedzieli jak lubiła stroje i fraszki różne, i jak bogatą była — kusili ja różnemi pięknemi rzeczami.
— Niech no piękna Greta raczy zajrzeć do mnie, — odzywał się jeden z siwą brodą, figlarnemi oczyma i zbyt rumianą twarzą ostro odbijającą się od siwizny — mam świeżo z Winedży przywiezione łańcuszki, cieniuchne tak, że się ich nitka przez ucho igliczki przeciągnąć daje... i guzy do sukienki złote jakby z nici tkane...
Greta się uśmiechała pomijając kusiciela i ręką mu dając znać — na później.
Drugi w ręku podnosił i wyciągał śliczne leciuche rendle i sigelaty, pokazując jak się fałdowały misternie, lśniły i mieniły w świetle.
— Paniusiu — wołał trzeci — dla waszej piękności gotowem dać darmo! Proszę zatrzymajcie się, nigdzie niedostaniecie takich jedwabiów, jak u mnie, ni takiego złotogłowu...
Pomijała to wszystko Greta, nawet sklepy futer, któremi okładana odzież bardzo jej była miłą — miała jej podostatkiem...
Z niektóremi kupcami, dobremi znajomemi jej i Pawła mieniała po słów kilka wesołych...
Sklepowa czeladź goniła za nią łakomemi oczyma, umiała bowiem tak iść, że niby nie dbając i niemyśląc o tem, całą swą piękność okazywała w świetle najkorzystniejszem.