Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom I 151.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w Radziejowie, nie będziemy więc dla siebie wiele potrzebowali od nikogo.
Sędzia Smił ozwał się z pokłonem, że ziemianie chętnie dla swego pana po kubku się złożą.
— Dla mnie tego nie potrzeba — odparł Łoktek, — bylem miał czem ludzi opłacić i stało na zaciągi nowe, bo do oczyszczenia wiele kątów mamy, i do odzyskania dosyć, — a i Czechy po zamkach jeszcze siedzą.
— Brandeburgi z Sasami na granicy, — dorzucił ktoś z boku.
— Na tych Krzyżacy pomogą, — rzekł Żegota, — bo oni się z sobą nie bardzo godzą.
— No — a na Krzyżaków kto? — przerwał Wierzbięta — bo i ci nam straszni. Na Pomorze się cisną gwałtem, chcąc nam je odebrać.
— Na Boga! nie damy im go! — zawołał książe. — Najdroższy to nam kraj, przez który wrota do nas ze świata i na świat wiodą. —
— Nie damy! — powtarzali inni.
Ciągnęła się tak przy wieczerzy mowa o wszystkiem. Wincenty z Szamotuł badał oczyma tego pana, któremu przybył usługi swe ofiarować — on też spoglądał nań i można było posądzać ich, że się wzajem lękali siebie, choć czuli się sobie potrzebni.
Gdy się szerzej rozgadano o wojnie, o prowadzeniu jej, o nie przyjaciołach, jak przeciw któremu występować i walczyć z nim przystało,