Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom I 149.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Na pierwsze wejrzenie widać w nim było dumnego panka, krwi gorącej. Nigdy on jeszcze Łoktka nie widział wprzódy i wszedłszy zdumiał się wielce niepozornej postaci. Sam on wybrał się do obozu prawie po książęcemu, aby okazać jak możnym był. Wśród tego szarego dworu wyglądał dziwnie w szatach barwnych i błyszczących.
Wszyscy przypatrywali mu się, gdy w kilku słowach ofiarował posługi swe księciu.
— Rad jestem wam tutaj — odezwał się książe — a wdzięczniejszy jeszcze będę, gdy tam sprawę moją popierać zechcecie, gdzie ja się wielu przyjaciół nie spodziewam.. Pamiętają mi tam przeszłe czasy.. za którem odpokutował...
Wincenty mało co mógł odpowiedzieć i przyrzekać nie śmiał wiele, bo wiedział, że w Poznaniu rychlej Ślązak znajdzie sojuszników, niż Łoktek, którego się duchowieństwo obawiało.
Księciu dosyć było krótkiej chwili rozmowy i wejrzenia, którem sięgał w głąb każdego łacno — aby w panu z Szamotuł poznać człowieka, którego nadzieją władzy i dostojeństwa mógł sobie zjednać.
Wziął go na osobność, posadził obok siebie i czcząc a poufałość mu okazując — w końcu mu szepnął.
— Jednajcie mi ludzi u siebie. Jeżeli tę zie-