Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom I 096.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rysowały się wyraziściej ganki wyższych domostw z załomami głębokiemi i wystającemi rzeźbami, słupy podsieni, pozapierane szczelnie okna jatek i mieszkań, i owe stolnice do ścian przyparte, które we dnie do sprzedaży służyły.
W innych dworkach gdzie cień padał od szerokiego okapu, okiennice nie szczelne przepuszczały złotemi paskami nie pogaszone światła wewnętrzne. Od strony przyciemnionej światło to czerwonawe kładło się aż na ziemi i pogarbione na gruncie nierównym, jak wstęgami przerzynało mroki.
W pół cieniach zlewało się wszystko w jedną massę szarą wśród której ledwie wyraziściej pobielone murów kawałki wychodziły.
Wśród ciszy głębokiej panującej w ulicach, po drogach i placykach wyludnionych — z domostw niektórych zalatywały okrzyki i głosy stłumione. Lecz, jakby się lękały zdradzić nawet, przycichały.
Szmery tylko różne rozeznać było można wśród głuchego milczenia nocy. Błędne psy bezpańskie z nosami pozwieszanemi wietrzyły po śmietnikach kości — kupy ich zalegały kąty, bo gospodarze nie bardzo się troszczyli o ich uprzątanie.
Stuknięcie drzwi, skrzypienie wrót ciężkich, pisk wietrznika na dachu, szczekanie podwórzowych stróżów zdradzało, że nie wszystko spało jeszcze.