Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom I 053.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

do Rzymu i widziały tam oczy moje to czego za żywota naszego nie ujrzy już nikt.
Troje drzwi kościoła bożego na rozścież ludziom otwartych, wielką uroczystość przebaczenia i łaski, na którą krocie tysięcy co dzień biednych do grobu Apostołów spieszyło.
Tam padłem i ja na kolana przed Bonifacym Papieżem, skarżąc mu się na Czecha najezdnika, co sobie moją przywłaszczył koronę. Biskup najwyższy rzymski wziął mnie w opiekę, a mocen jest ten przed którym, jako przed Cesarzem i Papieżem noszą podwójne znamię krzyża i miecza!
W nim ufam, że potężną dłonią strąci z głowy Wacława przywłaszczoną koronę. Nie komu ona tylko mnie należy — bom ja do niej był wybrany!
Gdy to mówił, patrzył na Toporczyka, który słuchał z poszanowaniem ale małą wiarą. Niezważając na ten chłód jego, Łoktek coraz goręcej ciągnął dalej.
— Tak! mam za sobą i niosę potęgę Rzymu. Was wzywam, pomóżcie mi. Obcych ludzi niewoli sromotnej się pozbądźcie, a kto mi teraz rękę poda — najwyżej go postawię, stokroć odpłacę.. Dziś mi jeden droższy, niż bywało dziesięciu.
Topor milczał długo nim się na odpowiedź zebrał.
— Pomódz W. Miłości — rzekł po namyśle —