Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom I 036.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tymczasem i pachołkowie, co na strychu byli, nic nie znalazłszy, weszli do izby, stanęli w progu. Reszta ich w sieni i podwórku czekała.. Kruczek, który się nieco uspokoił, znowu począł na obcych naszczekiwać.
Dowódzca siedział kwaśny.
— Myśmy tu o żadnych nowych rozbojach i łotrzykach w okolicy nie słyszeli — odezwał się przysuwając ku niemu Suła ciekawy. — Cóż to was tak pilno po nocy pędzi?
Czech zrazu nie chciał odpowiadać i mruczał tylko sam do siebie coś po cichu. Potem zagadnął o drogi w okolicy, o dwory w sąsiedztwie, o przesmyki ku Ojcowu, o przejezdnych jakich czy ich tu za dnia nie widziano.
Suła uspokajał, zapewniając, że po lasach nic słychać nie było, od czasu jak mieszczanina Strokę jadącego z Wrocławia ubito, a zabójców połapano i powieszano.
Czech słuchał obojętnie i milczał. Na myśl wreście przyszło Zbyszkowi, że łacniejby co może z niego wyciągnął, gdyby przyjął gościnniej. Więc choć mu resztek piwa Świdnickiego z Krakowa przyniesionego żal było okrutnie, choć wprzód powiedział, że mu ono wyszło, zamruczał coś do ucha Zbicie, która z komory wyniosła garnek prosty pełen piwa i podała kubek Czechowi. Ten co się już poczęstowania nie spodziewał, wzbra-