Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 212.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I żal mu się jej zrobiło, aż kryjąc smutną twarz, odwrócić się musiał. Greta nic nie odpowiedziała. Siedzieli z Marcikiem, patrząc jedno na drugie, aż żołnierz przysunął się i za rękę chciał ująć, ale mu ją wyrwała. Więc gwałtem pochwycił i trzymał, że mu już nie mogła jej odebrać.
— Moją musisz być — zawołał — ściągając jej pierścień z palca, a gotowy już wkładając, który książe ze skarbca mu wydać kazał.
Osobliwsza rzecz, Greta jakby o oporze zapominając, ciekawie się poczęła pierścieniowi temu przyglądać. Nie byłaby niewiastą. Nie zrzuciła go, przysunęła do oczów, na oczko przeciw światła popatrzyła i obie ręce zasunęła w rękawy.
— Kiedyż wesele? pytał Suła uparty.
— Jakeście bezemnie postanowili zaręczyny, tak sobie i o weselu stanówcie bezemnie — odparła wdowa, patrząc w okno.
Paweł głową poruszał, Marcik ku niemu się zawrócił.
— Niedzielę jednę poczekam, dalej nie! — rzekł krótko.
Nie odpowiadano. — Znowu za rękę próbował wziąć, nie dała mu jéj nadąsana.
Marcik pomimo to był dobrej myśli, mrugali na siebie z Pawłem. — Nie mogąc się ręki doprosić — śmiało objął ją wpół, a choć mu się wyrywała i krzyczała, w czoło pocałował. Zży-