Ta strona została uwierzytelniona.
Wrót miasta strzegły straże ze Ślązaków i pachołków miejskich złożone. Czuwać musiano u nich dobrze znając Łoktka, który do zuchwałej napaści z nienacka łatwy był. Smakowała mu ona. Ślązacy w mieście ani się bronić nie mieli ochoty, ani w niem dać wziąć.
Nazajutrz rano dzień wstał pogodny i ciepły.
Strażom się nie bardzo chciało siedzieć w miejscu przykutym — zabawiały się po izbach przy basztach, na miasto śląc po jadło i napitek. Kostery i włóczęgi wlokły się już na codzienną z ciurami zabawę — gdy na gościńcu ukazały się jadące wprost do miasta oddziały zbrojne.
Gromadki były okazałe, strojne i w pierwszej chwili, gdy się do dwu bram razem zbliżyły, Ślązacy uląkłszy się, w trąby zaczęli dawać znać jak o napaści.