Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 145.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

padł z żywności, a pachołkom miejskim kilku, po łbie się dostało.
Rozsypali się po ulicach z szałem i zuchwalstwem żołdactwa rozpuszczonego. Gościnne przyjęcie w rynku, beczki piwa i starszyznie rozdawane wino, głowy strudzonych pozawracało. Do domu Wójta bieżono ze skargami, z narzekaniem, ale służba precz żalących się odpędzała. Rajcy, którzy biegli na ratunek swych sklepów, zostali pochwytani przez żołnierzy i powiązani.
Albert tymczasem o niczem wiedzieć nie chcąc, przyjmował księcia, zapewniając go, iż nietylko zamek podda się jutro, ale ziemianie przybędą okrzyknąć go panem, bo Łoktek naprzykrzył się im swojemi wydzierstwy i samowolą.
Książe słuchał, uśmiechał się, rad był i w końcu zapewnieniom uwierzył, domagając się przedewszystkiem, aby mu zamek oddano. Albert zaręczał, iż jutro wszystko się skończy, byle Herolda do księżnej posłano, zapewniając jej wyjazd wolny.
Noc w mieście była bardzo niespokojna. Viertelnicy nie śmieli obchodzić swych kwartałów, bo Ślązacy ich groźbami precz rozpędzali. Gdy rozedniało, w ulicach naliczono trupów kilkunastu odartych, kilka domów się paliło, tak że je ledwie hakami rozerwano, aby się pożar nie rozszerzył.
Jak dzień Hińcza Keczer poszedł do Wójta,