Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 096.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

winowajcą wstawiła się do Wójta i życie mu ocaliła.
To prawo łaski nie było wprawdzie nigdzie zapisanem, ale miejski sąd i rząd nigdy pośrednictwa takiego i prośby nie śmiał odrzucić. Do księżnej przystęp tak łatwy był, jak do Łoktka.
Wiele sama wycierpiawszy dobra ta pani litościwą była. Od czasu narodzenia syna, w nim żyła i w córeczce Elżbiecie, która ślicznie rosła pod jej okiem. Dwoje dziatek całą stanowiło pociechę, bo książę rzadko doma posiedział długo. Z niemi zamknięta w swych izbach, życie spokojne pędziła.
Pani już była nie młoda podówczas, wzrostu słusznego, pięknej postawy, wychudzonej twarzy wcześnie marszczkami pokrytej, tęsknego wyrazu oblicza. Lata te, gdy mąż jej zmuszony z kraju uchodzić, do Rzymu szedł za pokutę, a ona w Radziejowie ukryta, żywiona przez litościwego człowieka, tając się z sobą, żyła jak uboga niewiasta, często zmuszona rąbki własnemi prać rękami, gorzkiemi łzy je oblewając, lata te ciężkie wyryły się niezatartemi piętny na jej twarzy. I choć Bóg jej małżonka powrócił, pocieszył potomstwem, posadził na stolicy, kazał się spodziewać korony — pozostała ową smutną wygnanką z oblicza.
Na zoranej pługiem żelaznym ziemi, choć ją zielone trawy i kwiaty okryją, zostają blizny na zawsze.