Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 088.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wna miłość powracała, przeszedł do zalotów i wspomnień dawnych, do przysiąg, jako ją i teraz miłował strasznie, a wdowa się śmiała z niego.
— Miłujcie! — rzekła – miłujcie! — Kto wie, jak mnie żaden książe, ani wojewoda nie zechce, może doczekawszy siwego włosa gotowam się wam dać wziąć!
Oczy błysły Marcikowi i huknął.
— Jam bo przysiągł, że moją być musicie!!
Zmarszczyła się Greta — popatrzyła nań, ramionami potrzęsła i śmiała się znowu.
Tak kłócąc się, godząc, gdy wdowa cytrę wziąwszy dla rozrywki brzdąkać i podśpiewywać zaczęła, codzienny gość wszedł Paweł z Brzega. Godzina się zbliżała, gdy i inni ściągać się tu byli nawykli.
Drzwi coraz to się otwierały, i jeden ze znajomych przybywał; niosąc plotkę z ulicy.
— Wójt pojechał do Miechowa! – rzekł Niklasz, któremu się zdawało, iż nowinę przynosił.
Ktoś inny powiadał, że do Wrocławia, trzeci, że do Sądcza, aby się z mieszczanami o handlowe sprawy porozumieć.
Marcikowi, który słuchał wytrzymać już było trudno dłużej.
— Dalibyście pokój tym gadkom — rzekł. — Nie za lada sprawą wasz pan Wójt nocą z miasta ruszył.., choć wy o niczem nie wiecie.