Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 061.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiatr od zamku wieje na miasto? Słyszeliście? Wójta podejrzewają, że księciu nie życzliwy i że gotów mącić.
— Nie wiem nic — odpowiedział Paweł. — Ja się o nich ocieram mało, a oni mi nie zwierzają się z niczem.
Gwarząc wyciągnęli razem w ulicę, i doszli aż na Rzeźniczą. Marcik do Grety myślał iść, on do domu.
Znalazł wdowę wielce poruszoną czemś i niespokojną, zobaczywszy Marcika, Kurcwursta precz wyprawiła i zbliżyła się doń żywo.
— W samą porę przychodzicie mi, a to gotowam była słać po was.
— Cóż za szczęście! — rozśmiał się Suła.
— Nie myślcie tylko, żebym ja za wami tęskniła — odparła nadąsana. — Wy na zamku usnęliście; nie wiecie nic, nic widzicie! Albert coś knuje...
— Myśmy o tem wiedzieli już, — rzekł Marcik — ale zawsze, Bóg zapłać za dobre słowo. Nie wiemy tylko jak radzić na to, bo się kryją i tają, nawet swoim nie wierząc.
— Miejcie się na baczności! — dodała Greta.
Nie byłby może ufał bardzo Marcik przyjaźni pięknej wdowy dla swojego księcia, gdyby nie wiedział z dawna, jak nienawidziła Wójta Alberta. Mówiono, że niegdyś łaskawem okiem nań rzucała, a stary wdowiec rozmiłował się był w niej