Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom I 158.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mni, jeździliście z Magnusem do biskupa, który rychléj by wziął niż dał, a nie pojechaliście tam gdzieby się można obłowić.
— Gdzież się tu obłowić? zapytał Dobek ciekawie.
— A no tam gdzie się wszyscy panowie żywią kiedy bieda — mówił Marek — albo to nie wiecie kędy królowie złoto pożyczają aby go nie oddać nigdy?
— Nie wiem.
— U Judów! zawołał Marko. Macie i tutaj pono kilku, boć oni są wszędzie i w Pradze ich siła, i w Krakowie gdzie który się już okazuje. Handlują złotem, kamieniami, niewolnikami, balsamami; srogie pieniądze i skarby mają.
Dobek ręką począł się osłaniać i bronić.
— Zaś! żebyśmy u tych nieprzyjaciół Bożych mieli co brać! niech nas od tego miłosierdzie pańskie uchowa!
Splunęli niektórzy, inni się przeżegnali z obawą.
— Tak wy o tém mówicie, ciągnął Marko niezmięszany, jakbyście nigdzie po świecie nie bywali, a o Judach nie słyszeli. Wszyscy co rozum mają, monarchowie, cesarze, królowie, książęta ciągną z nich siła. Skarby u nich ogromne. Z szatanem trzymając złoto robić umieją. Z pogany temi którzy Chrystusa pana męczyli niema wielkiego zachodu, a choćby się skórę z nich zdarło, do zbawienia jeszcze pomoże. Nagrozi się