Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom I 144.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kano cię dziecko moje, mówiąc o prawach, miłosierdzia tylko u rodzica żądać możesz...
— Ja — ja nie władnę sobą — rzekł Zbigniew — starszyzna, panowie mnie wiodą. Nie moja wina!
Westchnął biskup, zdziwiony trochę wejrzał nań.
— Inaczéj mi o was mówiono — począł z politowaniem: Cieszę się dziecko moje, że przeciwko ojcu i królowi nie podnosicie oręża, grzechby to był wielki,
— Mam nadzieję — odezwał się, ośmielając Zbigniew — że wasza przewielebność raczycie przemówić za mną. Pozory są przeciwko mnie, lecz posłuszny iść muszę, zagrożony jestem, życia nie pewien. Nieprzyjaciele wojewody chcą mnie mieć z sobą, iść z nimi muszę. Łzy leję w skrytości...
Zamyślił się o. Żyrosław; nie posądzał księcia o fałsz a udanie, znajdował go jednak tak odmiennym od tego, o którym słyszał, że uszom własnym wierzyć mu się nie chciało.
— Z ufnością w łaskę waszą pasterską — ciągnął daléj książę — składam żal mój i utrapienie na łono jego. Nie chciejcie wydawać méj tajemnicy. Otoczony jestem ludźmi, którzy każdy krok mój i słowo śledzą. Ledwiem uprosić ich mógł, aby mi tu po błogosławieństwo waszéj przewielebności przyjść było wolno...