Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom I 112.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wili że się Wojsławem zowie. Ode dworu i osoby pańskiéj.
Popatrzywszy po otaczających, Magnus dał znak Pałce głową że odejść może. Skupili się starsi, poczęli szeptać i naradzać się po cichu między sobą. Widząc to Zbigniew, urażony że go na boku zostawiono, podszedł ku nim, właśnie w dobrą chwilę, gdy się starszyzna Magnusa otaczająca do drugiéj izby ruszała.
— Cóż poczniemy? zapytał królewicz stając naprzeciw namiestnika.
Zmięszał się Magnus nieco, zawahał, ciężko mu było z odpowiedzią.
— Miłościwy książe — rzekł wreście pomyślawszy długo, i nie rad widocznie że mu się książe wtrącał — dajcie nam samym naradzić się a rozważyć, potém ja, miłości waszéj przyniosę co uradziemy.
Nie w smak to poszło książęciu.
— A jaż to się wam nie zdam do rady? zawołał nieco gniewnie, oczyma złośliwemi tocząc dokoła.
Magnus go odwiódł na stronę.
— Zostańcie, wasza miłość tu — tak będzie lepiéj, rzekł, zabawiajcie się, ludzi sobie jednajcie, my z sobą śmieléj bez was mówić będziemy. Sprawy są nasze domowe, wam jeszcze nieznane... Tak lepiéj.
Nie odpowiadając już nic, Zbigniew zagnie-