Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom I 098.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

siły, a innéj królewskiego rodu małżonki dla potomstwa. Naówczas tamtą usunąć musiałem... dziecka się zaprzeć.
— Stało się i dobrze się stało, odpowiedział duchowny. Dla królestwa téż waszego lepszém jest jeden co je dzierżeć będzie, niż dwu coby je mieli rozrywać.
Bolek miłym wam jest.
Królowi obficie się łzy rzuciły, płakał ręce wyciągając.
— Ojcem jestem, powtarzał, wnętrzności ojcowskie dla obu mam, i to jest dziecko moje!
Wyrzekł to tak silnie przejęty, że kapłan, który go nie spuszczał z oczów, na chwilę oniemiał, zbierając się do odpowiedzi.
— Miłościwy panie, rzekł po namyśle. Miłość ojcowska nie wymaga po was ofiary spokoju ziem tych i bezpieczeństwa. Gdy się Zbigniew narodził królem nie byliście, nie winniście mu działu z królestwa, bo by pokrzywdzonym był ten którego modlitwy pobożnéj królowéj wyjednały. Azali w klasztorze szczęśliwym nie może być?
Miłujecie Bolesława! powtórzył Lambert, bijąc w słabość królewską.
— Kocham go jak oczy moje, rzekł król — jak życie i nad to mizerne życie, ale na sumieniu kamieniem, brzemieniem cięży mi ten — ten!! Nocą słyszę płacz jego w kolebce, jawi mi się