Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom I 095.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Czy dozorca i kierownik sumienia królewskiego był tak blisko, czy się spodziewał i czekał wezwania wieczornego do modlitwy lecz i jeden pacierz, nie upłynął gdy już się ukazał na progu. Na widok jego cała służba komornicza, która dla rozkazów zwykła stać była we drzwiach, cofnęła się zaraz i znikła.
Ojciec Lambert, mężem był poważnym, lecz umiał składać tę powagę i surowość, a stawać się łagodnym w potrzebie. Rozum patrzał mu z oczów. Mimo dość podeszłego wieku twarz miał rumianą, od któréj siwe zupełnie włosy mocno odbijały.
Rysy były wyraziste, piękne niemal, ożywione przelatującemi po nich wrażeniami. Usta choć się starały być dumnemi, miały więcéj łagodności i pobłażliwości, niż powagi, prawdziwy to był kapelan dworski, który dla spełnienia posłannictwa swojego naprzemiany różne przybierać musiał charaktery; do niczego już zbytniéj nie przywiązując wagi. Szedł zwolna do króla nie uniżając się przed jego majestatem, z którym był oswojony, patrzał tylko jakim go znajdzie, aby się do stanu choréj zastosować duszy.
Król witał go z upragnieniem, zdala głową i ręką zapraszając ku sobie. Nieprzyspieszył kroku ojciec Lambert i dopiéro przy stole stanąwszy, ukłonił się.