Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom I 083.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zakazać. Na jutro mu obiecywano niedźwiedzia. Polowania dlań nie było na tego zwierza co pierzchał, ale na tego co walczył.
Już miał Bolko zakrzyknąć na swą czeladź, gdy z ławy na któréj wdali w kącie podsienia siedział, podniósł się młody chłopak bladéj twarzy, szczupły, drobny, ale zręczny jak jaszczurka co się między kamieniami zwija, z długim włosem jasnym, z ogromnemi oczyma niebieskiemi, które mu z pod czoła wyskakiwać się zdawały. Był to ulubiony służka i towarzysz królewicza a zwali go Pruszynką, choć imie miał Mikołuszka.
Szedł jak ocucony ze snu, i domyślić się było łatwo czemu; choć panu ulubiony w domu pozostał, bo rękę jedną miał całą chustami obwiązaną i niósł ją, niemogąc poruszyć. Na polowaniu dobijając borsuka dał mu się pochwycić zębami, tak że musiano żelazem ściśniętą rozwalać paszczękę, aby wydobyć dłoń chłopca strzaskaną, która się dopiéro ziołami okładana goiła.
Dla Pruszynki zostać w domu było srogą karą, ale ruszyć się nie mógł, bo słuchać musiał. Królewicz go lubił nad innych ze swéj drużyny, bo Pruszynka szedł i biegł z nim, choć sił jego niemiał, w ogień i wodę. Dla Bolka gotów się był dać ubić i zarznąć. Sypiał u pańskiego progu, stał cały dzień u jego boku, chodził i jeździł gdzie się kolwiek ruszył.
Zobaczywszy go Bolko krzyknął wesoło.