Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom I 069.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lem. Gdy wszyscy wyszli, podniósł powieki strwożony, i szybko zamknął je znowu.
Zostawiono go samym.
Królowa wiodła Wojewodę podsieniami i krużgankami ku swojemu mieszkaniu. Tu inny był świat, inne życie. Króla w jego komorach otaczała cisza jakaś złowroga, jakby śmierć zwiastująca, około cesarskiéj siostry kręciło się wesoło ludzi mnóstwo, wszystko strojne, butne i trochę swawolne.
Swobody widać mieli do zbytku.
Przepych téż większy daleko spotykał się na każdym kroku.
Judyta wprost do swéj komnaty prowadziła Wojewodę, którego orszak został u wnijścia, w drodze już poufną z nim rozpocząwszy rozmowę. Chociaż przedmiot jéj był smutny, siostra cesarska prowadząc ją niemal wesoło się wdzięczyła do pięknego towarzysza, który butnie a śmiało szedł koło niéj. Oczy jéj z téj męzkiéj postaci rycerza nie schodziły na chwilę i zdały się w niéj po długiém niewidzeniu lubować.
Zbigniew[1] niekiedy się uśmiechał, lecz wnet wracała mu powaga, znać było na nim troskę przygniatającą, która zaprzątała go mocno, tarł czoło dłonią, marszczył się i okazywał w mowie popędliwym i gniewnym.
W obec króla miarkował się i łagodził, teraz poufalej sobie poczynał, pewien będąc że słowa

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd drukarza lub autora – pomylona postać, chodzi o Wojewodę Sieciecha.