Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom I 068.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kro się zdawał razić króla. Syknął jak z bolu i Sieciechowi dał znak ręką aby umilkł. Królowa gniewnie ramionami ruszyła.
Tak rozpoczęta rozmowa, przeszła w opowiadanie, które Sieciech ciągnął daléj, starając się wywołać gniew pański. Król słuchał milczący, blady, siedząc w krześle swém zwisły i bezsilny. Judyta przerywała niekiedy wykrzyknikami oburzenia. Wojewoda coraz się bardziéj zapalał.
Wieść przywieziona przez niego popłoch na całym rodziła dworze, podawano ją sobie z ust do ust; wchodzili i wysuwali się u drzwi stojący komornicy, na podwórcu widać było skupiających się coraz gromadniej i gwarzących z dworem Sieciecha. Król tak był widocznie przejęty i osłabły że Wojewoda sam na razie, powieść swą o Zbigniewie przerwać musiał, i rzekł.
— Wam, miłościwy panie, spoczynek potrzebny.
Nieprzecząc temu, powiódł Władysław oczyma osłupiałemi i oparłszy się o krzesło zmrużył powieki.
Widząc to Sieciech powoli od stołu się odsunął, królowa skinęła aby szedł za nią.
Komornicy zaczęli się cofać ku wnijściu, król usypiać się prawie zdawał, ale z pod powiek zaciśniętych płynęły dwie łzy świadczące że cierpiał okrutnie, a wybuchnąć nie śmiał z tym bó-