Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom I 065.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szukała tajemnicy, z któréj wypowiedzeniem się tak opóźniał.
— Czesi nam niepokój i zawichrzenie niosą, rzekł Sieciech.
— O! te Przemysławy obłudne! — zamruczała królowa nogą uderzając o ziemię.
— Z jakiegoż powodu? — zapytał król ręce trzymając załamane.
— Bo im Szląska żal straconego, odparł Sieciech, stojąc u stoła przy którym król siedział — bo im się znowu zachciewa może Wrocławia i Krakowa i niewiem czego.
Odetchnął Sieciech, jakby się znużył, twarze się chmurami powlokły — królowa przystąpiła bliżéj, zablizko może, bo się niemal o Sieciecha otarła, usiłując zwrócić na siebie jego uwagę.
— Miéj, miłościwy panie męztwo wysłuchać wszystkiego jak jest, mówił zwolna patrząc na twarz króla Sieciech. Przekupiono Magnusa, którego ja dawno precz wyrzucić, oślepić lub zabić radziłem, bo czułem w nim zdrajcę; wzięto z klasztoru saskiego Zbigniewa.
Królowéj twarz się zmarszczyła groźnie, król oczy sobie zasłonił i jęknął.
— Tak, miłościwy panie, kończył Wojewoda. Czechy co przytułek zdrajcom i zbiegom dawały, użyły ich i Zbigniewa, który śmie się synem starszym i prawym mienić. Zbigniewowi Magnus