Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom I 064.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tak pańskie, piękne, rozkazujące, dumne, promieniste miał oblicze. Wpatrzywszy się w nie jednak strach przejmował, oczy były nielitościwe, w ustach siedziały fałsze i zdrady.
Stworzonym się zdał do rozkazywania, wyraz twarzy, postawa, chód, wodzem go czyniły; królowa Judyta patrząc nań zdawała się zachwyconą i przejętą.
Szedł jakby umyślnie powoli, gdy serca ku niemu leciały.
Król i królowa, znając go dobrze, spostrzegli zdala że niósł z sobą coś niemiłego, że przybywał gniewny czy smutny. Chorego pana oblicze ściągnęło się, królowa posunęła się ku drzwiom, jak gdyby pytaniem uprzedzić chciała lub przestrzedz.
Zawahawszy się nieco w progu, wolnym krokiem, niby winowajca, lub zwiastun złéj wieści, przybliżył się Wojewoda, kłaniając panu i pani. Judyta, niezważając na małżonka, który także pragnął zwabić ku sobie, wyciągała rękę białą.
— Sieciech do mnie! — zawołał król żywo. Cóż tak ociężałym krokiem?
— Bo ciężkie, ciężkie na sobie brzemię niosę, odparł ponurym głosem Wojewoda.
— Jezus ukrzyżowany niech będzie z nami! wykrzyknął król — cóż się stało?
Mniéj daleko zatrwożona królowa, usta zagryzła i bystrém wejrzeniem w oczach Sieciecha