Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom I 022.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mojéj dumy i moich dum? szydząc rzekł brat Aleksy. I ręką zamachnął w powietrzu.
Mrok padał, ptastwo w gałęziach ruszyło się przed snem czyniąc przygotowania, około gniazd polatując z krzykiem. Jaskółki pokazały się górą szybując ponad ich głowami, leciuchny wietrzyk zaszemrał w gałęziach.
— Chodźmy już! prosił brat Łukasz.
— Iść i w dusznych murach się zamknąć teraz, gdy właśnie jest tu czém odetchnąć. Bodaj was wszystkich z tym waszym klasztorem.
Zamilkł, wziął liść z drzewa i odwilżył nim usta, ale wnet zębami poszarpał go w kawałki i odrzucił.
— Co wam dziś jest? zapytał stojący i oczekujący braciszek.
— Dziś?? a! macie słuszność, odparł żywo królewicz, prawda!! Dziś jestem gorszy, rwę się z powroza jak ciele które do rzeźni prowadzą. Wiesz czemu?
— Cóż się nowego stało?
— Miałem sen — odparł królewicz.
— Sen? Sny zsyłają złe duchy, aby kusiły ludzi. Snom nie potrzeba dawać wiary — rzekł Łukasz.
— Nieprawda, są sny prorocze — zawołał królewicz. Nie czytałżeś w biblji o snach wykładanych przez Józefa?