Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom IV 195.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jam wasz pan prawy! Ja! nie kto inny. Tamten co się waszym królem nazywa zasłużył na karę, bo mi wydarł prawo pierworodztwa, królestwo moje! On jest złodziejem, nie ja zdrajcą! Słyszycie!
I zaśmiawszy się padł na posłanie.
— Milczcie! — zawołał Skarbimierz.
— Nie mówić! nie wołać! ale krzyczeć i wrzeszczeć i ryczeć będę — odparł Zbigniew pięści wznosząc. — Niech słyszy cały świat co za zbrodnia się tu dzieje! Ja jestem panem waszym!! Ja!
— Milczeć! — powtórzył Jednooki nogą bijąc o ziemię.
Magnus przystąpił o krok bliżéj.
— Gdy wam łaska ojcowska a miłosierdzie Ojca Marcina do królestwa tego przypuszczenie wyjednało, jakżeście się za to wywdzięczyli? Król na marach leżał niepogrzebiony, gdyście bunt podnieśli! Co późniéj? Wszystkie wrogi nasze pędziliście na nas, nasyłaliście pogan, zbójców, prowadziliście nieprzyjaciół na brata?? Kto Czechów, kto cesarza, kto Pomorców i Prusaków na nas burzył?
— Tak! ani się zapieram — przerwał podnosząc się Zbigniew — tak! Odarty, wyzuty, krzywdzony upominałem się o swoje! Szukałem opieki u obcych, gdym jéj u swoich nie znalazł! Tak! Ząb za ząb, zdradzony mściłem się zdradą.
Wojewodowie spojrzeli po sobie, nikt nie od-