Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom IV 184.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiałym. Stanąwszy w progu patrzał z pod brwi nawisłych oczekując rozkazania. Wojewoda Magnus odezwał się doń aby księdza, który już ku progowi szedł, do więźnia prowadził. Sam, jakby go tych kilka słów zmęczyło, padł na ławę westchnąwszy, podparł się na dłoniach i zadumał.
Ciężył mu wyrok wydany.
Stojący szeptali pomiędzy sobą i naradzali się jeszcze, a Boruta głośniéj od wszystkich co chwila po słowie wtrącał.
— Nie żywić go! gdyby nie on, jabym syna miał! gdyby nie on, Żegota by miał ojca! gdyby nie on, tysiąceby ludzi nie poginęło. Zdrajca dziesięćkroć niech ginie.
Gdy duchowny wychodził przeprowadzany przez Skarbimierza, rozprawy hałaśliwe na nowo się rozpoczęły.
Stróż prowadził księdza milcząc z sieni ku drzwiom wiodącym do murowanéj części zamczyska.
Otworzył je z wysiłkiem podnosząc drąg, którym były zaparte i wpuściwszy duchownego, zaryglował je ze środka. Przeszli izbą pustą ostawioną ławami dokoła, drugie drzwi odemknął do mniejszéj komory, do któréj w dół nieco zstępować było potrzeba. Naostatek jeszcze jedne drzwi rozwarł powoli i wpuścił przychodnia do