Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom IV 142.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

prosili Niemcy Boga o walną bitwę, o nieprzyjaciela jawnego, ażeby raz niedola się ta skończyła.
Cesarzowi donoszono o wszystkiém, i o szemraniu w wojsku i o owych pieśniach na cześć Bolesława, których się już i Niemcy z nad Renu ponauczali, zakazywano szemrać i śpiewać nadaremnie. Spiewano piosnki szyderskie ciszéj tylko, z biedy śmiech czyniąc, bo niewiedziano czém się już pocieszać.
Wołali ciągle Niemcy: gdzie ów Bolesław? niechaj stanie, niech się nam pokaże. Drudzy im odpowiadali szydersko.
— Niema go nigdzie, choć jest wszędzie, łapajcie gdy możecie.
Niedochodząc do Wrocławia, cesarz znowu zwołał grafów na radę, ale Zbigniewa, który téż się na nią wybierał niedopuszczono. Zdrajcę zaczynano już podejrzywać o zdradę.
Zebrali się Światopług, Wiprecht, Wacek, Detryszek i inni dowódzcy; Henryk zagaił sam z zapalczywością wielką.
— Wwiedli nas w kraj dziki, pogański — zawołał — gdzie i o chléb trudno nie mówiąc o łupie, bez którego tyle ludu trudno utrzymać. Ja wojska żołdem nie opłacę. Bolesław jak wilk wściekły krąży i obrywa nas nie śmiejąc wystąpić. Żołnierz czuwaniem i pochodem znużony pada, konie zdychają, lasy nieprzebyte, moczary nie