Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom IV 138.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

madki podkradały się z różnych stron pod mury, strzelając z kusz do ukazujących się na nich. I w tém szczęścia nie mieli, bo strzelców starych kilkudziesięciu Wojsław wysłał, którzy czatowali mury obchodząc, a bełty z kusz ciskali tak trafnie, iż razili kogo wzięli na oko.
Straciwszy kilku Niemcy i tych harców pod wieczór zaprzestać musieli.
Nazajutrz obóz zwijać miano.
W milczeniu jedni, z odgróżkami straszliwemi drudzy, poglądając ku murom przeklętym, poczęli namioty ładować na wozy, konie ściągać i pułki szykować na błoniu.
Jawnem już było dla Głogowian, że oswobodzeni wkrótce być mieli, nie wybuchli jednak z radością i milczenie na murach panowało.
Obawiano się podstępu i zdrady.
Ze dniem bez rogów, okrzyków, cicho, powolnie zaczęli odciągać Sasi naprzód, których po długich włóczniach poznawano, Frankowie potém Boje, Almanie i Czechy.
Z ostatniemi ciągnął téż Zbigniew, cesarza unikając, który ile razy się pokazał na oczy, wyrzucał mu, że go uwiódł i okłamał, łatwém zdobyciem kraju, co mu się do stóp miał położyć.
Wielka owa buta i wesele z jakiemi pod Bytom przyszli, znacznie w pochodzie przytarły się i ostygły. Szukano Bolesława, znaleść go nie było można, choć czuć go było wszędzie. Gościńce za-