Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom IV 126.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

żywszy drągi wyłamać ogromne podwoje, całe żelazem obite.
Robotnicy pracowali tu ogniem i toporami zarazem, gdy z wierzchu pomiędzy rusztowanie a mur spuszczono gwałtownie kloc olbrzymi. Ten spadając zdruzgotał część taranu i z jego cząstkami spadł na karki tym, których on miał osłaniać.
W ślad za nim posypały się kamienie, polał ukrop dymiący.
Wojsław ciskać kazał na drewniany pomost garnki ze smołą zażegniętą, która suche drzewo płomieniem objęła. Płomienie wznosiły się ze wszech stron...
Piechota co żywiéj uchodzić zaczęła, rzucili się i łucznicy stojący na górze ku drabinom. W tém widłami żelaznemi chwytać ich poczęli ludzie z murów i kilku porwawszy na nie do góry, cisnęli na ziemię, na któréj trupami legli.
Syn Wojsławów cudem ocalony żył, drugi jego towarzysz choć ranny, klęczał na pomoście obwiązując ręce, aby zatamować krew upływającą. Sami łucznicy przywiązując cenę do zakładników zerwali im sznury i pochwycili z sobą. W czas właśnie, gdyż owo rusztowanie ogromne płonęło już ogniem zewsząd, trzaskało i walić się poczynało, głowniami ognistemi obsypując murów podnóże.
Ze wzgórza, na którém cesarz sobie obrał sta-