Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom IV 104.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

straszny. Zdało się, że ostatnia wybiła godzina, ale Bolko miał Skarbimierza i wierną swą drużynę, nie uląkł się téż i nie ugiął.
Cesarz z drogi wysłał listy do króla. Nazywał go w nich tylko: „żołnierzem swoim” jakby wasalem i hołdownikiem, żądał wojska w pomoc lub trzechset grzywien rocznéj daniny, a działu ziemi dla Zbigniewa.
Gdy listy te na zebranéj radzie przy królu ksiądz kanclerz odczytał — zuchwałe a dumne, dla ustraszenia i wyzwania napisane, stali długo niemi wojewodowie, Skarbimierz, Magnus i inni. Król marszcząc brwi patrzał po nich. Rany się jeszcze po Nakle nie zagoiły i ręce nie wypoczęły.
Milczała rada bo dla odwrócenia téj groźby nie wiedziała co poczynać, a niejeden w duchu może powiedział sobie: — zagodzić sprawę i grzywny zapłacić!
— Miłościwy królu — przemówił Spicymierz stary — czy to ludziom niewiadomo, jak się z cesarzem załatwiają sprawy? Kupił ci go był Borzywój, a przekupił Światopług, kupowali go sobie inni. Za pieniądze u niemca dostanie wszystkiego, zgody nawet i pokoju. Zręcznego człeka posłać, kilka tysięcy grzywien znajdziemy w domu, zatkniemy mu gębę i Zbigniewa zdrajcę porzuci.
Oburzyli się inni, potrząsając głowami.