Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom IV 043.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dworu pańskiego starszego, czeladzi i chłopiąt a pacholąt do posługi.
Królewicz miał na sobie zbroję taką, jakiéj tu jeszcze nie widziano, misternie zszytą z żelaza, jakby z miękkiéj tkaniny, malowaną czarnemi pasy i złotem. Rycerski téż pas jego lśnił się, gdyby kwiatami przepleciony w barwy osobliwe, które cudną sztuką w złoto wpuszczone były. Miecz miał z rękojeścią z jednego kamienia drogiego, a przez plecy na sznurze złotym, kościany róg rzezany, na którym jak żywa siedziała przyczajona jaszczurka. Róg wisiał na złotych pierścieniach.
Wszystko co żyło, wytoczyło się ze dworu na powitanie pana, okrzykując go, śpiewając, klaszcząc mu w dłonie, przypadając do nóg, chwytając za ręce. Miał bowiem u ludzi miłość tak wielką, iż ci nawet co go nieznali, kochali go zdaleka, a ci co się doń zbliżali, miłość dlań czuli większą jeszcze.
Król, który pobożnym był wielce, zaledwie z konia zsiadłszy, choć kościołek poświęcony nie był, zaraz się udał do niego.
Jeszcze w téj nowéj świątyńce wiejskiéj czuć było woń sosnowego drzewa, z którego została wzniesiona, wszystko w niéj lśniło się świecące, ubogo ale chędogo. Ołtarze drewniane były, ławy proste, krzyż Chrystusów wielki z Niemiec sprowadzony nie tak piękny, jak w Gnieźnie, ale