Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom IV 029.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Przysięga nie kosztuje nic — rzekł Belina cicho.
Inni téż wojewodowie trzymali się opodal i nieufnie, ale Bolko na to nie zważał.
Zbigniew tegoż dnia sam i przez swoich, podarkami i słowy zręcznemi starał się sobie pozyskać panów, z których prostoduszniejsi dali mu się wziąć, jak brat.
Zwołano starszyznę, wystąpili przed nią oba bracia, stanął Zbigniew i w obec panów, duchownych i świeckich, głosem śmiałym, jawnie ponowił uroczyste przyrzeczenia drużby i wierności Bolkowi:
— Klątwą ją na Ewangielii gotów jestem stwierdzić — dodał, rękę wyciągając.
— Amen! — rzekł przytomny biskup.
— Amen — odezwał się stojący u boku Skarbimierz. — Lecz, jeśliby i to uroczyste poprzysiężenie nadwerężone było i złamane, natenczas my miłościwego pana naszego prosić, błagać i zaklinać będziemy, aby uczynił koniec jaki przystało, sam kraje te objął i rządził niémi, gdy sam jeden bronić ich musi.
Zbigniew głowę tylko pochylił, ale krwią mu twarz zaszła.
Po uczcie dnia tego wyjechali bracia do obozu, około którego gonitwy z oszczepami odbywać się miały w szrankach. Zbigniew ujrzał tu wojsko, jakiego nie widział, rycerstwo, którego