Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom IV 019.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

raz ale dziesięć razy widziałem Pomorców powracających z wyprawy. Więźniów pobranych u nas stawiano zaraz i szła starszyzna dopytując ich. Czyj? z jakiéj dzielnicy? — Bolesława czy Zbigniewa? — Kto rzekł że Bolesława był, sprzedawano go i wiązano, Zbigniewowych zaś puszczano wolno, aby się panu oznajmywali, i mówiono głośno. Druh to nasz jest, czynić mu się krzywdy nie godzi.
Starszyzna krzyczała gniewna.
— Nie takli? — nie mówiliśmy? — Jawnym zdrajcą jest! — Na was i na królestwo nasze wiąże się z nieprzyjaciołmi. Głowę by dać winien!
— Że Pomorcy z nim a on z niemi zna się dobrze, — mówił Krupa — naocznem miał dowody. Widziałem jak do niego posyłano, jak on tu swoich ludzi potajemnie wyprawiał oznajmując kędy książe nasz, gdzie i z jaką siłą się znajduje.
Słysząc to dowódzcy miotali przekleństwa i z gniewu utrzymać się nie mogli. Milczał Bolko zasępiony. Krupa nietyko szczegóły najmniejsze przytaczał, ale prawdę słów swych poprzysiądz był gotów, wraz z kilką innemi ludźmi, jak on zbiegłemi z niewoli.
Więc choć dzień ten mógł rozweselić serce królewicza, chmurny położył się przy ognisku, jakby największą poniósł klęskę.