Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom II 182.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Bolko postrzegłszy zmienioną twarz Zbigniewa, wstrzymał się nagle.
— Bracie, — dodał — nie lękaj się, na twoją dzielnicę nie nastąpię, gdy zechcesz będę twym wojewodą!
Stań się ty wojownikiem wielkim, a ja za tobą pójdę posłuszny.
Spojrzyj co nam ziem powydzierano, co nam cesarze zajechali, co zagarnęli Czesi, co odebrała Ruś, co na Pomorcach odzyskiwać potrzeba; bo ci się ani chrzcić, ani nas panów swych prawych znać nie chcą. Na nas dwu jest dosyć do roboty, a gdyby z grobu powstali Bolko Wielki i Szczodry, oniby chyba podołali temu, co na nas uczynić przypadło!
Słuchał starszy w milczeniu, uląkł się tych myśli zdobywczych, tego zapału rycerskiego i nie wiedział czém odpowiedzieć na nie.
— Ja, — rzekł zcicha i skromnie — nie chcę nic, jeno mój dział utrzymać i żyć w pokoju.
— W pokoju! — podchwycił Bolko — spytaj czy ci go Pomorcy dadzą? Mężny to lud, niespokojne plemię, srogie, okrutne, przebiegłe ale dobrze z niém, bo nam zgnuśnieć nie dadzą; podbić ich potrzeba, nie wiem, krzyżem czy mieczem, nawrócić i zagarnąć, abyśmy morze mieli, brzeg swój i na cały świat drogę! Bez niéj tośmy jak obmurowani w więzieniu! — Jeźli się nie nawrócą, choćby ich wytępić przyszło, morze nam potrzeba