Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom II 179.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nosić zaczęli, witając ich i pozdrawiając, inni szli cisnąć się do ręki pańskiéj. Gnieźnianie i Mazury, których było najwięcéj, przyszłego pana w Zbigniewie przyjmowali, zalecając mu się ze służbami swemi. — Krakowianie i Szlązacy ku Bolkowi się ściągali, uśmiechali doń, radzi wyborowi, bo słynął już jako rycerz dzielny, a tych naówczas miłowano najwięcéj.
Gdy szli tak razem poza ławami i stoły, zdala niebieskie oczy Grety szydersko i zwycięzko się śmiały, widząc jak jéj rozkazy posłusznie i prędko spełniano. Radowała się, nie dając tego po sobie poznać królowa.
— Bolko zawsze porywczym był i bez rozeznania, mówiła do swéj ulubienicy — ten niezgrabny parobek niepozorny, chytrzejszy od niego zawojuje go i pokona.
Mijali Marka, gdy zbyt otwarty a szczery Bolko, szepnął bratu.
— I tego ulubieńca waszego radziłbym precz wygnać!
— Co macie przeciw niemu? — zapytał ciekawie starszy.
— Patrzę i słucham, jak to zwyczajnie na dworze — mówił Bolko — widzę, że rycerskiéj sprawy dużo ma na języku, a w ręku niewiele; słyszę, że potajemnie się z Sieciechem zna, po nocach do niego chodzi i na was donosi.
Zbigniew niedowierzająco ruszył głową.