Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom II 163.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

aby naprzeciw drzwi stanąwszy choć zdala nabożeństwa słuchać.
I król też chory przez dwóch podkomorzych wiedziony, co dawno nie bywało, w odświętnych szatach szedł do kościoła z twarzą wychudłą i bladą, ręką drżącą śląc pozdrowienia tym, co się zbiegali przypatrzyć mu i pokłonić.
Po drodze parę razy stanął przemawiając do wojewodów i władyków po słów kilka — ale na dłuższą mowę tchu mu nie stawało. Poruszony był wielce.
Za nim szła w orszaku okazałym dworzan swoich królowa z córkami, z niewiasty swojemi, w przepychu wielkim, którym się lubiła pysznić, w sukni złocistéj, w łańcuchach i pasie sadzonym, głowę unosząc dumnie, jakby mówić chciała — krwi jestem cesarskiéj!
Patrzała z góry na kłaniających się ziemian, co najmłodszym tylko uśmiechając.
Za nią szedł wojewoda wielki, Sieciech we zbroi złoconéj, sukni szkarłatem podbitéj, co wielu złośliwych oczy zwracało. Witał on pogodném czołem przyjaciół swych, innych widzieć nie chcąc.
Daléj ciągnął Zbigniew, który téż wspaniale się przyodział a cudacko, ogromnemi pióry ozdobiwszy kołpak i miecz sobie przywiesiwszy, który mu zawadzał. Czatował on zawczasu na pochód aby ubiedz Bolka i zająć pierwsze miejsce swe,