Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom II 102.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzianie podkomorzy odedrzwi postąpił oznajmując arcybiskupa Marcina, któremu biskup Filip towarzyszył.
Król posłyszawszy, natychmiast z krzesła chwycił się drżący, wskazując Sieciechowi, aby mu rękę podał i spiesznym, o ile zdołał krokiem, poszedł na spotkanie dwu pasterzy.
Zarówno jak poprzednicy jego, król nawykł był starszyźnie duchownéj największą cześć oddawać, aby przykładem swym drugich do poszanowania jéj wdrażać. Arcybiskup Gnieźnieński szedł z królem w parze władzą i znaczeniem.
Chory Władysław aż do drzwi swych wyszedł na spotkanie sędziwego Arcybiskupa. Przybycie jego nigdy pożądańszém być nie mogło. Po Sieciechu, którego się równie obawiał jak kochał, O. Marcin pierwszym był dla niego, szanował go król i wierzył weń. Wiek, dostojeństwo, charakter nadawały mu powagę wielką.
— Bóg was tu zesłał w téj chwili! — zawołał król z uczuciem całując rękę pasterza, który go błogosławił — Bogu niech za to będą dzięki! Znajdujecie mnie w trwodze i boleści wielkiéj.
Przybycie to tak pożądane dla króla, dla Sieciecha było najnieprzyjemniejszym wypadkiem.
Wojewoda zmienił się na twarzy, ustąpił z niéj wyraz zwycięzki, nachmurzył się, zafrasował, pomięszał; przeczuwał że mu arcybiskup znowu