Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom II 069.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mieli. To nierozum! — Myślicie że pójdzie na drugiego nie na was!
Zaczęła się przechadzać po izbie królowa, Sieciech stał i czekał aż się uspokoi.
— Źle się stało, — rzekł, lecz starego biskupa nikt zawczasu nie zbadał, wystąpił nagle, nie pora było hamować. Jeden taki nieokrzesany klecha, choć go odzieją za książęcia, nic nam nie uczyni. Nie lękam się go, a pozbyć potrafię. W Kruszwickiéj bitwie ludzie go widzieli, rycerzem nie jest. Klerykiem lat osiem był i na całe życie nim zostanie, męztwa nie ma, rozumu niewiele, cała siła w języku. Puści się na swawolę teraz gdy swobodę poczuje... i zginie.
— Wszystko wam teraz dobre! — szydersko dodała Judyta.
Drzwi uchylono, pachole króla domagało się Sieciecha, król po modlitwach żądał koniecznie wojewody, nie mógł usnąć nie widząc się z nim, zbieżano cały zamek szukając; sługa pański dopominał się gwałtownie, by Sieciech szedł z nim do króla.
— Nie pójdę dziś do króla! — zawołał rozkazująco wojewoda. — Powiedzcie iż mnie niema na zamku, żem odjechał. Mówcie co chcecie, nie pójdę. Niech się frasuje król i niepokoi, — dodał, oparł się radzie mojéj, niechże swych lepszych niż ja doradzców się trzyma.