Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom II 060.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rosty, leć do do skarbca, biegnij gdzie i do kogo chcesz, a przynieś mi odzież taką, w którąby go można odziać przystojnie.
To mówiąc drzwi otworzył do izby. Zbigniew siedział na ławie, z twarzą pałającą. Zobaczywszy brata wchodzącego, powstał.
— Wolnym jesteś — odezwał się Bolko, wolnym i przebaczonym. Wstawiał się za tobą arcybiskup, duchowni, panów wielu i ja. Odzienie ci przyniosą, pójdziesz do ojca ze mną.
To mówiąc z młodzieńczą gorącością rzucił mu się na szyję.
— Bądź mi bratem! — wykrzyknął wesoło — a chcesz mi być wrogiem, znajdziesz zapaśnika nie do pogardzenia.
Zbigniew w téj chwili pierwszego wzruszenia szczérze może Bolka uściskał, szczérze zaklął się, iż mu do zgonu wdzięcznym pozostanie.
— Zrzucaj tę odzież, żywo! — wołał Bolko pójdziesz ze mną.
Zbigniew się zawahał nieco, po pierwszym wybuchu uczucie już ustępowało rachubie.
— Nie, bracie, — rzekł — nie potrzebuję się przeodziewać, pójdę takim jakim mnie tu znalazła łaska ojca, odartym i opuszczonym, aby ludzie wiedzieli com cierpiał.
Nie rad był Bolko temu, wolałby był ażeby sobą nie czynił ojcu wymówki, nie stawał jako