Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom II 055.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ci co z nim trzymali poczęli zwolna ustawiać się koło niego
— Czyż ojca prosić o to potrzeba? — odezwał się wreszcie król, azalibym ja nie przebaczył gdyby bezpieczeństwo państwa dopuszczało? —
Mówcie wy, sądźcie! — Nie zaburzyż to i nie zakłóci nam spokoju?
To mówiąc wzrok lękliwy podniósł ku Sieciechowi, który z głową spuszczoną stał niemy, nachmurzony, gniewny, ledwie mogąc się wstrzymać od wybuchnięcia.
— Miłościwy panie, rzekł wreszcie wyzwany wojewoda, miarkując głos, nie czyńcie tego! — nie czyńcie!
Zwierzę dzikie wypuścicie na siebie i na prawe dziecię swoje.
Król, czując że będzie popartym, śmielej nieco zwrócił się ku Sieciechowi, stając już sam w obronie Zbigniewa.
— Ten też prawym jest synem moim, pierworodnym! — zawołał głosem drżącym.
Z oczu wojewody skry się posypały, królowa rzuciła swój stół i siedzenie, podeszła bliżéj poruszona, niespokojna, król wahał się, przelękły był.
— Miłościwy panie — począł arcybiskup. W imię Chrystusa ukrzyżowanego, w imie Wojciecha świętego patrona królestwa tego, w imie świętych apostołów, których dziś uroczystość ob-