Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom II 054.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z najprzedniejszych ziemian, i wszyscy Sieciecha przeciwnicy.
Wojewoda, który stał blizko téj gromadki, tak iż zdawać się mogło że do niéj należał, cofnął się nagle, szum uczyniwszy aby na siebie obrócić uwagę i okazać że do proszących się nie łączył.
— Wszyscy jak nas tu widzisz miłościwy panie, zawołał głos podnosząc arcybiskup — błagamy cię, prosiemy, zaklinamy, uczyń miłosierdzie, zwolnij sercu własnemu, domierz sprawiedliwość i łaskę. Więźniem jest syn twój, dziecko twoje, krew twa, przypuść go do serca i łaski, przebacz mu winę, uwolnij z więzów. Daj mu swobodę i droższą nad nią miłość twoją!
Król, na którego próżno Sieciech groźnie spoglądał, z radośnym twarzy wyrazem obrócił się ku arcybiskupowi, ale drżący długo przemówić nie mógł.
Osłabły, skłonnym był do płaczu, łzy strumieniem z oczów mu się polały.
— Przebacz mu! przebacz! — wołano dokoła — kilku przyklęknęło przed królem...
Królowa blada stała, spoglądając gniewnie na Sieciecha, który rozdrażnienia nie kryjąc czekał tylko, aż się król ku niemu obróci, był bowiem pewnym, iż bez jego rady nic się stać nie może...
Im dłużéj czekał na to, tém burzył się więcéj.