Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom II 036.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nunc dimitte animam meam. (Teraz odpuść panie, duszę moją).
Gdy to mówił oczy jego padły na klęczącego zboku, w przyodziewku ubogim, z głową spuszczoną, z rękami złożonemi, królewicza Zbigniewa który się zarazem zdawał modlić i płakać. Przechodząc około niego stanął biskup, położył mu rękę na głowie, i szepnął.
— Nie trać nadziei, dziecko moje, chwila jest blizką.
Rzekłszy to odszedł. Zbigniew niedługo już potrwawszy w modlitwie, wstał i do izby powrócił. Z téj już mu teraz wychodzić nie miało być wolno, dopóki król, dwór jego, Bolko i Sieciech znajdowali się w Gnieźnie. Okna jéj żakratowane wychodziły na boczne podwórze, widać z nich tylko było wrota zamkowe i drogę do dworca w części, tak że z zakrat swych mógł więzień policzyć przybywających. Na chwilę téż nie oddalał się od okna.
Około południa już mnożyć się zaczęły orszaki, biskupie naprzód, gdyż Wrocławski, Kruszwicki, Poznański i Krakowski na uroczystość przybywali, rycerskie potém, wojewody Sieciecha, równający się królewskiemu, Skarbimierza, młodego Zelisława Beliny i wielu innych panów dostojnych.
Nad wieczór wreszcie poznał, albo się raczéj domyślił Zbigniew dworu króla ojca swego, na-