Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom III 186.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na to mamy osobne rozwiązanie, dozwolenie i błogosławieństwo Ojca naszego papieża rzymskiego.
Uśmiechnął się Zbigniew.
— Toście aż tak daleko szukali zezwolenia? — rzekł. — Któż jeździł po nie?
— Nie posyłano nikogo, biskup Baldwin na piśmie dostał to z Rzymu — rzekł duchowny.
Książe głowę pochylił jakby z poszanowaniem dla stolicy świata chrześcijańskiego.
— Miłość wasza — dodał poseł — pomimo cierpienia zechcesz się nam dać uprosić. Zdrowiu to nie zaszkodzi a miłość braterską ukrzepi i ustali. Pan nasz nad wszystkich gości was oglądać pragnie.
Zbigniew popatrzał trzęsąc głową i śmiejąc się pocichu do siebie.
— I ja téż widzieć go, do piersi braterskiéj przycisnąć gorąco pożądam. Cóż, gdy woli nie staje siły? Na koniu usiedzieć długo nie mogę. W drodze bym gdzieś obległ... Płaczę nad tém, lecz sprzeciwić się woli Bożéj nie śmiem. Znać sam Bóg tego nie życzył sobie. Przez usta wasze prześlę miłościwemu bratu winszowanie moje i wyrazy serdeczne, powiecie mu jak boleję...
I przerwawszy nagle dodał.
— Chciejcie tymczasem odpocząć, a używajcie co Bóg dał dowoli. U mnie tu, ubogiego człeka, który z nieprzyjaciół łupów nie biorę, dostatków takich i bogactw jak w Krakowie nie znajdziecie.