Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom III 168.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bimierza, Pawła i kilku innych mężów rycerskich a poważnych.
Zbigniew zaledwie się ukazał, nie zważając na arcybiskupa, na duchownych, ani starszyznę, do któréj zagajenie sprawy należało, podniósł głos z butą wielką i hałasem, chcąc mówić za sobą.
Nie podobało się to wszystkim, i arcybiskup nawet niechętnie głową potrząsał.
Wśród rozpoczętéj właśnie gwałtownéj mowy, w której się o prawa do Płocka i do skarbów ojcowskich dopominał, wszedł zwolna z powagą rycerską otoczony drużyną swą Bolko i zajął przeciwną izby stronę, mowy bratu nie przerywając.
Zbigniew własnemi wyrazy rozogniał się coraz bardziéj i głośno wykrzykiwał.
— Nie ustąpię, nie dam ztąd ani pruszyny, pokrzywdzić się nie dozwolę. Co na zamkach w Krakowie i Wrocławiu jest, do tego ja nie roszczę prawa, ale co mi należy, nie dam!
Wszystko tu mojem jest!
Gdy to mówił, ślina mu z ust pryskała, język się z gniewu plątał, pięści podnosił, nogą tupał, myśląc może, iż tém zastraszy brata. Bolko zachował się spokojnie. Gdy potok ten wyrazów wylał się cały, pomilczał trochę i ręką uderzył po mieczu, który zabrzęczał.
— Praw moich dowodzić nie potrzebuję, rzekł krótko, — wie cały świat, że jestem synem kró-