Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom III 163.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jest tylko, co pobożnym dlań był i posłuszném dziecięciem.
Zgromiony Zbigniew spuścił głowę, lecz widać było, że uległ raczéj z musu niż skruchy. Patrzali nań ludzie zgromadzeni z obawą, a razem i wstrętem jakimś, on sam sromał się postępku swego, ale go się nie kajał. Wolnym krokiem począł iść za starcem ku drzwiom, namyślając się i ociągając, gdy arcybiskup pochwycił go za rękę i niemal siłą poprowadził przed ojcowskie zwłoki.
Nie można już było dłużéj ociągać się z pogrzebem. Ludu tysiące oczekując nań stały pod zamkiem; Mazurów, Polan, Szlązaków, starszyzny, ziemian, urzędników, zebrane tłumy zalegały wszystkie podwórza, przygotowania były uczynione, spieszono więc z ostatniémi obrzędy.
Nim wieczór zapadł, zwłoki złożono w trumnie dębowej i niesiono ją okrytą do kościoła.
Liczne duchowieństwo, dwaj synowie, córki, dwór postępowały za trumną przez komorników w czerni odzianych niesioną, królowej Judyty nie było tylko, o któréj powiadano, iż leżała chora.
Niesiono oznaki władzy, miecz królewski czapkę książęcą, laskę wodza, tarczę malowaną, broń pańską, wiedziono konia okrytego kapą czarną. Kościół napełnił się pobożnémi i pamiętnémi dobroci pana, który choć słabym był, ani okrutnym, ani bezlitosnym nie okazał się dla nikogo.