Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom III 162.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Pamiętajcie — rzekł — abyście mi na chwilę drzwi skarbca nie opuszczali. Gdzie podskarbi?
Z tłumu, który ten spór zgromadził, wystąpił stary Zbilut Podkowa i w milczeniu się pokłonił.
— Klucze mi dajcie! — zawołał do niego Zbigniew.
— Nie waż mi się tego czynić! — zagrzmiał głos Bolka.
Arcybiskup załamał ręce. — Była chwila groźnego milczenia. Żaden z braci ustąpić nie chciał.
W tém arcybiskup wystąpił z całą powagą wieku, dostojeństwa i uroczystéj chwili.
— Nim nowego pana dostaną te ziemie — odezwał się — jam opiekun ich i zwierzchnik. Rozkazuję ci Zbilucie, abyś klucze zachował przy sobie, dopóki my, duchowni ojcowie i wykonawcy woli zmarłego króla, sporu nie rozstrzygniemy.
Podskarbi skłonił się i ustąpił natychmiast, aby więcéj pozywanym nie był. Bolko téż oddalił się i kilka słów szepnąwszy swéj drużynie, ani patrząc już na Zbigniewa, posunął się ku izbie, w któréj ciało wystawione było.
Sam jeden pozostawszy ze Zbigniewem ojciec Marcin, ręce podniósł do góry i odezwał się głosem przejętym żałością.
— Nad sobą miejcie litość! Ażali to postępek dziecięcia? Chcecie być synem królewskim, a rodzica uczcić ani opłakać nie umiécie! Ten synem