Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom III 151.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dziem się borykał, jak łosia pędził; drugi jak jelenie ścigał ze psy i sokoły swe nosił.
Rycerstwo młode nie marzyło o władzy, o panowaniu, ani o kupowaniu sobie ludzi.
Bolko potrzebował tylko swobody, aby mógł, gdzie niebezpieczeństwo się okaże, biedz a potykać się i dokazywać cudów rycerskich.
Tu rozpowiadano wyprawę ową przeciwko Połowcom (przez Sieciecha nasłanym) i o pogromie ich w odwrocie, gdy już łupami obciążeni spoczywali.
O wielkim wojewodzie, który niedawno panował tu wszystkim, nikt teraz ani wspomniał.
Niepostrzeżony jego wysłaniec wsunął się pomiędzy goszczących, nasłuchiwał, wyzywał nawet przypomnieniem Palatyna, ludzie się go niezdawali rozumieć. Ci co przypadkiem napomknęli o nim, sarkali nań. Co uczynił dobrego zapomniane było, co złego zrobił o tém dłużéj zapamiętano. Nie żałował go nikt, szczególniéj ci, co mu byli wszystko winni.
Tajemny poseł ostrożnie tu i ówdzie szepnął o tém, jak to on państwo chciał w jedno połączyć, aby silném było; zahukano go, bo każdy lękał się, aby ziemia jego drugim nie służyła i słuchać nie była zmuszoną. Przekonać się mógł wyprawiony na zwiady, iż nie miał po co jechać, bo Sieciecha nikt tu nie chciał.
Miał on i do królowéj Judyty poselstwo tajne,