Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom III 103.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ściem, gdy arcybiskup Marcin wysłał kapelana swego do Zbigniewa, aby zwiastował pokój, przebaczenie i wygnanie wieczne Sieciecha, którego król wyrzec się musiał.
Zarazem panowania się Władysław zrzekał dobrowolnie, zostawując sobie tylko Płock i kilka grodów na Mazowszu. Z płaczem prosił O. Marcina o spokój, aby za grzechy mógł Boga przebłagać i reszty dni dożyć w ciszy, nie jako król, ale jako człek znękany, który umrzeć pragnie w zgodzie z sumieniem.
Późno w noc już przeprawiwszy się czółnem za Wisłę, kapelan arcybiskupi dostał się do obozu i namiotu Magnusa. — Czekano tam niecierpliwiąc się już wiadomości z Płocka, gdyż Zbigniew i część starszyzny nagliła o rozpoczęcie oblężenia, aby raz dobić się do końca.
Od łodzi już na widok posłańca biegły tłumy przeprowadzając go, ciekawe co przynosił.
Magnus wstał badając oczyma w trwodze, aby nowéj zwłoki nie żądał. Lecz z twarzy wypogodzonéj księdza domyśleć się było można, iż z dobrą przychodził nowiną.
Zaledwie usta otworzył, gromada, która biegła z nim, zasłyszawszy — pokój, — rozpierzchła się po namiotach. Krzyki odzywały się zewsząd radośne, ochocze, wesołe, ludzie z dalszych stanowisk porzuciwszy kotły, ognie, konie, lecieli aby się dowiedzieć i odnieść swoim wieść dobrą.