Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom III 070.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Skończy się krwią i wojną ze swemi — krzyknął wstając Bolko. — Przeklęty niech będzie człek, co nam to nieszczęście sprowadził, a struł życie!
U wnijścia namiotu stał już chwilę Zbigniew i słuchał.
— Dalibyście pokój narzekaniu — odezwał się. — Oczyścimy z chwastu rolę, toć jawny zysk. Król, panie odpuść, sobą nie włada, stał się dzieckiem. Sieciech szubienicy wart, porządek uczyniemy, niechaj się krew toczy, aby raz pozbyć się złego. Nie ma co stękać, tak lepiéj, panami będziemy.
Spojrzał nań Bolko, stał Zbigniew tak obojętny jak zawsze i śmiał się krzywo.
— Hej! — mówił przedrwiewając — stary niedołega do kochanka swojego aż po nocy się wykradł! Zapłaci nam za tę zdradę.
Zerwał się Bolko gniewny i przypadł do niego groźno.
— Na króla mi ani słowa! Ojca szanuj! Słyszysz!
Zbigniew zamilkł przelękły, oczy mu tylko zapałały złością, znikł z przed namiotu.
Bolko dając Magnusowi i innym rozporządzać jak chcieli, nie mięszał się do niczego, z miłości dla ojca pozostał obojętnym i za wojewodą szedł posłuszny, gdzie wskazano.
Nazajutrz dodnia część sił ruszyła na krako-