Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom III 026.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

która na cięciwie uwięźnie i nie może wyrwać się długo, aż nagle struną popchnięta świsnęła i leci.
Milczał uparcie, milczał, potém głowę podniósł i krzyknął w głos:
— Tak! — prawda! — posłano mnie, abym królewicza prowadził na zasadzkę, ulitowałem się i sam życie dam, a tego nie uczynię — nie!
Nie! — nigdy!
Bolko zarumieniony, z radości na szyję mu się rzucił.
— Stary, poczciwy druhu! — niech ci Bóg płaci! — jam ci ufał!
Biskup począł téż wychwalać uczynek chrześciański, a Magnus, przystąpiwszy starego po ramieniu uderzył, wołając.
— Na cóż nam innych świadków i lepszego przekonania nad to zeznanie! Ten stanie za innych!
Przybity, znękany, zawstydzony stał Strzegoń wodząc ciągle ręką drżącą po głowie siwéj.
— Pułki inne Sieciechowe już tu ciągną! — Radź — co czynić?
— Bramy zamkniecie — odparł Strzegoń, niech za miastem obozują.
— A wasi? — spytał Magnus.
— Ja i moi zostaniemy z wami — krótko odparł stary do kolan się kłaniając królewiczowi.