Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 150.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

malowaniu zbudował całe marzenie, a pierścionkiem brylantowym tłómaczył możliwość urzeczywistnienia go.
Pani Mniszchowa pomiarkowała, że jej wizyta do pośpiechu w pracy przyłożyć się nie mogła, odstąpiła więc dosyć nierada od sztalugi i poczęła na stronie rozmawiać z Sydorową, prosząc ją, aby póty, póki artysta wzoru potrzebować będzie, córkę nakłaniała do siedzenia.
— Coż już począć! Niech siedzi jak chce, byle podobieństwo pochwycił.
Ułożono tedy, że i obiad miał być przysłany na górkę i obie kobiety do wieczora tu pozostać miały. Wszak się nie pytano Plerscha, czy wydoła pracy przez dzień cały, czy nie będzie potrzebować odpoczynku; on, machina do malowania, nie wchodził w rachunek. Pani Mniszchowa szepnęła mu: spiesz się, proszę — i poszła.
Po wyjściu jej rozpoczęto na nowo.
Natałka się niecierpliwiła nieruchomem siedzeniem, parę razy Plersch musiał jej pozwolić przejść się. Pobiegła wyglądać oknami, obejrzeć izbę, poruszyła jak dziecię wszystkie sprzęty i narzędzia, aż do pędzli malarza. Znać było, że jej to zamknięcie i niewola ciężkiemi były do zniesienia. Poszła za sztalugę przypatrzeć się nieforemnemu zarysowi własnego wizerunku, i rozśmiała się szydersko, widząc